Urodziłam z przygodami (z forum gazeta.pl)
Post z forum Kwiecień 2007 z Gazeta.pl, relacja z porodu Juniora:
Termin miałam na 29. kwietnia, wspaniałe planu porodu w Międzylesiu. Wszystko zaplanowane. Aż tu nagle godzina 23:00 łóżko całe mokre, wody płodowe odeszły. Akcja szybka, torby mąż i jazda do szpitala.
W szpitalu w Izbie Przyjęć babka z rejestracji dzwoni na położnictwo i nagle zadaje mi pytanie "To wody na pewno czy może czop". Odpowiedziałem, że nie wiem, bo pierwszy raz rodzę. Zaprosili mnie na górę, na oddział położniczy, a tam zrobiono mi KTG, to było jeszcze ok.
Ale zaczęło się kiedy zobaczyłam starą Panią doktór, mało apetyczną która przyjęła mnie w pokoju gdzie było dużo krwi zaschniętej.
Kazała mi sie położyć i zaczęła szukać wziernika, bo nigdzie nie było nawet jednej sztuki oraz rękawiczek jednorazowych, ich też było brak.
Byłam lekko szokowana, ale w takim strasie jakim byłam z powodu porodu nie dałam rady interweniować, tylko spokojnie czekałam.
Nagle znalazł się jeden wziernik i to metalowy, mam nadzieje że był wysterylizowany, jak również Pani Doktór znalazła jedną słownie jedną rękawiczkę i powiedziała "Jedna mi wystarczy".
Zaczęło się bardzo bolesne badanie wielkim metalowym wziernikiem.
Po 30 min dowiedziałam się, że nie odeszły mi wody i że nie rodzę, że mam grzybicę.
Na moje pytanie czy na pewno Pani Doktór powiedziała mi, żebym dla bezpieczeństwa przyszła o 7 rano na USG.
Byłam przerażona poziomem Pani Doktor oraz syfem i brakiem sprzętu w szpitalu w Międzylesiu.
Na koniec dowiedziałam się, że jakbym zaczęła rodzić to do 7 byłabym w pokoju szpitalnym i czekała bym na USG.
Na tą wiadomość prawie zeszłam :(
Płacząca wybiegałam do męża opowiadając mu całą historię. Wsiadając do samochodu poprosiłam go, żebyśmy dla bezpieczeństwa pojechali do innego szpitala.
I tak o 2 w nocy byliśmy na Karowej.
Tam za to warunki lux, naprawdę. Zostałam podłączona do KTG i Panie zrobiły mi po prostu TEST czy to są wody płodowe (okazało się, że moja mama miała 30 lat temu taki test, a w Międzylesiu nie mieli).
Miałam szczęście, bo było jedno wolne miejsce i od razu pojechaliśmy na górę rodzić.
Tutaj też nie było łatwo. Po 6 godzinach leżenia bez akcji porodowej, do końca zostały przebite wody i podana oksytocyna.
I zaczęła się jazda!!!
Po kolejnych 7 godzinach miałam 1 centymetr rozwarcia myślałam że padnę!!
Kolejne 10 godzin dało wymarzone 10 cm rozwarcia.
Bolało strasznie, już byłam wykończona, bo całym dniu niespania i po 17 godzinach porodu. Zaczęła się druga faza i nagle się okazało, że synek nie chce wyjść. Wcześniej została zmierzona macica i było duże prawdopodobieństwo, że nie dam rady urodzić naturalnie. Ale wykończyli mnie na maksa.
Położna powiedziała mi wprost, że nie wiadomo czy urodzę naturalnie ale dopiero to stwierdzą po drugiej fazie porodu czyli po 2 godzinach, ona nie może wcześniej wysłać do lekarza aby ten wysłał mnie na CC.
Po 1, 5 godzinie kiedy ja już nie miałam siły przeć, wreszcie pojechałam na cesarkę.
Mój synek urodził się zdrowy, ale już miał wody płodowe zielone i dostał zakażenia i byliśmy tydzień w szpitalu.
Maleństwo było leczone antybiotykami tylko dlatego, że jest zasada i tendencja aby rodzić naturalnie.
Generalnie wspominam to strasznie!!!
Na szczęście opieka na Karowej super i dlatego przeżyłam to jakoś.
Etykiety: forum, gazeta, Karowa, Międzylesie, położnictwo, połóg, poród, relacja, szpital
0 Komentarze:
Prześlij komentarz
<< Strona gÅówna